Filmy o chorych na raka ujawniają historie zwykłych ludzi, których życie jest straszne wybuch aktualności. Jak straszne bohaterowie wiedzą, że wkrótce trafi na życie bez nich. Jak czują się tych ludzi? Jak czują się ci, których oni są drogie? Profesjonalne zespoły starają się przekazać to wszystko dla widza.
IL-6 odgrywa inne ważne role w organizmie, więc aby przynieść korzyści pacjentom chorym na raka, naukowcy musieliby znaleźć lek, który blokuje jej działanie na barierze krew-mózg, nie zmieniając jej działania w innym miejscu. Ale taki lek może potencjalnie przedłużyć życie i zdrowie ludzi chorych na raka, powiedział.
Nie pomagają pieniądze od rządu. Na 100 tysięcy Polek w 2020 roku prawie 42 umarły na raka piersi. Pięć lat wcześniej liczba ta była mniejsza o ponad 10 ofiar śmiertelnych. Sytuacja w naszym kraju w przypadku pacjentek onkologicznych nie tylko się nie poprawia.
Jeszcze więcej jest ich w Azji Południowo-Wschodniej, gdzie ponad 50 proc. kobiet chorych na nowotwór płuca nigdy nie paliła papierosów. Mick Peake z University of Leicester podkreśla, że osoby, które nie były palaczami, umierają na raka płuca trzy-, czterokrotnie częściej niż kobiety cierpiące na raka szyjki macicy.
Zamiast bać się panicznie raka i mówić, że i tak jesteśmy na niego skazani – można nauczyć się żyć tak, aby do jego powstania nie doszło. Ten problem nas nie będzie dotyczył gdy nie stworzymy warunków aby zaistniał. Oto 10 przykazań antyrakowych. 1. Antyrakowa dieta: pełna witamin, enzymów i mikroelementów.
W ramach kampanii, 15 października 2023 roku przypada Europejski Dzień Walki z Rakiem Piersi, którego symbolem jest różowa wstążka. Miesiąc Świadomości Raka Piersi (tzw. Różowy Październik) celebrowany jest na świecie od 1985 roku. Z okazji Różowego Października pragniemy promować profilaktykę i czujność onkologiczną.
Nowotwory dotyczą też ludzi młodych, dlatego badania pomocne w ich wczesnym wykryciu warto wykonywać w każdym wieku - przekonują organizatorzy Ogólnopolskiej Kampanii #WczesneWykrycieToŻycie z okazji obchodzonego w sierpniu Miesiąca Osób Młodych Chorych na Raka.
bo6O.
Naszym celem jest pokazywanie osobom, które dowiadują się o chorobie nowotworowej, że raka można pokonać i wrócić do "normalnego" życia, życia pełnego pasji i jednocześnie: - "ocieplać" słowo rak - pokazywać pozytywne aspekty w walce z rakiem - pokazywać, że Ci, którzy podjęli walkę z tą śmiertelną chorobą dziś inaczej cenią życie Samo podjęcie walki znacząco zwiększa szanse na ostateczne wyleczenie, a komuś kto podejmie taką walkę, bardzo trudno jest przegrać. Każda choroba ma dwa aspekty: medyczny i emocjonalny. Niekiedy dużo łatwiej jest pokonać chorobę z punktu medycznego. Nowotwór może być drogą do lepszego życia - życia wewnętrznego. Pragniemy inspirować chorych do walki o własne życie. Tak, aby ta walka stała się celem. Aby osiągnąć zamierzony cel, chory winien: - skonsultować postawioną diagnozę u różnych lekarzy - nabyć podstawową wiedzę o chorobie oraz o roli pacjenta w trakcie leczenia - a nade wszystko powinien zrozumieć, że rak nie oznacza wyroku śmierci. Wspieramy tysiące chorych na raka w ich walce z chorobą poprzez: - powiększanie wspólnoty ludzi chorych na raka w ich walce z chorobą z rakiem - budowanie w nich nadziei i siły do podjęcia walki - angażowanie w działania mające przenieść chorych ze świata szpitalnej psychozy do całkowitego uniezależnienia - pokazywanie najlepszych przykładów zwycięstw nad rakiem.
Ja w to nie wierzę. Czyli czy chory musi wierzyć w wyleczenie! Byłam świadkiem spotkania Pani Doktor, która ma Tatę chorego na raka z moją Mamą. Pani Dorota ma męża, który też jest lekarzem i był obecny na spotkaniu. Ogólnie beznadziejny przypadek bezmyślnego wierzenia w medycynę konwencjonalną. Przyjechali spotkali się z Mamą. Przejrzeli wyniki badań Mamy. Pokiwali z niedowierzaniem głowami. Zaczęliśmy rozmawiać o terapii emocjonalnej. Usłyszeliśmy: wie Pani problem w tym, że my jesteśmy lekarzami i JA W TO NIE WIERZE!!! Bardziej interesowało ją, co mama jadła, co robiłaby przejść przez chemie, by mieć siłę na następną niż właściwe leczenie. Wcale mnie to nie zdziwiło, bardzo często zwraca się do mnie lub do Mamy rodzina chorego. Zaznaczam, że rodzina, a nie sam chory. Proszą o pomoc. Ale tak naprawdę są ciekawi jak to wyglądało, co stosowaliśmy. Wszyscy pytają o zastrzyki, tabletki, zioła. Coś, co można podać choremu by go wyleczyć. Byle nic od chorego nie wymagać. By on sam nie musiał nic dać wysiłku od siebie. Bo on jest chory, zmęczony, jest zły, ma depresje i na pewno nie będzie chciał. Najczęściej nawet nie spotykamy się z tym chorym by mu nie zaszkodzić, by go nie denerwować. Wiec jakieś emocje okazuje rodzinie, skoro boją się jego reakcji. Bo wie Pani praca nad sobą, rozmowa o emocjach to nie dla niego. Lekarz zabronił. Oni już mają inną terapie. Zioła, zastrzyki, chemie, naświetlania i spróbują najpierw tamtego. On w takie terapie nie wierzy. Model, który się powtarza za każdym razem. A w naświetlania, chemie wierzy? Ile osób, bo takim leczeniu przeżyło, które zna i którym jakość życia nie spadła. Ja ani jednej. Przejrzałam Internet i z bólem serca stwierdzam, że nic przez tą dekadę się nie zmieniło. Statystyki są nieubłagane, jeśli chodzi o raka płuc. Więc dlaczego ci ludzie zawsze wolą iść w stronę śmierci, zamiast spróbować czegoś nowego. Czegoś, co się sprawdziło już na choćby jednym przypadku. Tym bardziej, że to leczenie nie wymaga rezygnacji z leczenia konwencjonalnego, można te terapie stosować jednocześnie. Czy jakość życia po tym leczeniu zmienia się? – nie, może jedynie ulec poprawie. Lecz czy tą decyzje podejmuje chory, czy jego rodzina? Skoro nawet z tym chorym nie rozmawiałam. Tego nie wiem. Pani Dorota, powiedziała Mamie, że to niesamowite, że Ona żyje po takiej diagnozie i rozpoznaniu tego typu raka. Z niedowierzaniem patrzyła na wyniki z przed lat. To jak wygrana szóstka w Totolotka, że u Mamy zaszła taka remisja i nie ma przez tyle lat wznowy – powiedziała. Ale nie wie, dlaczego trafiło właśnie na mamę. Ale ona w to leczenie nie wierzy. Przeglądali te wyniki jakby nie wierzyli w to, co mama pisze na blogu, musieli sprawdzić osobiście. Cmokali z niedowierzaniem – to cud usłyszeliśmy. To nie pierwsza osoba, która nam to mówi. Generalnie wszystkie kontakty z rodzina chorego tak się kończą. Naprawdę sporadyczne przypadki poddały się terapii. Ja pracuje i stosuje Terapie emocjonalna w każdym przypadku. Przy uzależnieniach, depresjach, agresji w domu, przy problemach zdrowotnych dzieci. W każdym z tych przypadków terapia działa. Ale ci ludzie chcą spróbować tej terapii. A chorzy na raka nie. Nawet nie chcą spróbować. Zastanawiam się, dlaczego? Bo nie wierzą? Przypomniała mi się terapia mamy, ja też wtedy nie wierzyłam w powodzenie leczenia. Nie tylko tej terapii. Ogólnie nie wierzyłam, że Mama z tego wyjdzie. Jeżeli lekarz nie daje ci nadziei, leczenie to kwestia przedłużenia życia o tygodnie byśmy zdążyli załatwić sprawy spadkowe. To jak wierzyć w powodzenie leczenia. Ale nadzieja umiera ostatnia. Pani Dorota pytała, co robiliśmy innego, o szczegóły z Mamy życia. Uświadomiłam sobie, że wszystko robiliśmy inaczej. Nie wierząc w powodzenie leczenia. Stosowaliśmy wszystko, o czym usłyszeliśmy na raz, bo a nuż to akurat zadziała. Nie wybieraliśmy miedzy terapiami, bo to nie wesołe miasteczko. To jak z szukaniem pracy nie decydujesz się na jednego pracodawcę i tylko tam wysyłasz CV licząc na cud. Raczej wysyłasz do wszystkich, których znajdziesz a odpowiadają twoim kwalifikacja, to zwiększa szanse na powodzenie. Dlaczego chorzy na raka tego nie robią? – to tak jakby chcieli umrzeć. Nie, bo ja już stosuje jakąś tam terapie. A w tą nie wierze. Nie wiara uzdrawia człowieka, choć na pewno pomaga. Nie musimy wierzyć w terapie by na nas zadziałała. Uświadomiłam sobie, że my zaczynając terapie tez nie wierzyliśmy, że ona pomorze. Ja chciałam by mama się uspokoiła, wyciszyła by nie bała się śmierci, była bardziej w zgodzie sama ze sobą. To był główny powód, dla którego zaczęliśmy stosować terapie emocjonalną. To, że moja Mama dzięki temu wyszła obronna ręką z tego raka, to tylko efekt uboczny leczenia, w który kompletnie nie wierzyliśmy. Do tego stopnia, że nawet jak wyniki były dobre, sami lekarze nie mogli uwierzyć, że rak się cofnął. Panicznie baliśmy się remisji i powrotu choroby. Drugie z tarcie polegało na pozbyciu się leku przed wznową. Paniczny strach przed odebraniem wyników leczenia i otwarciem koperty. Niechęć do przebadania się: tomografii komputerowej, świadomość, że przy w wznowie nie maja lekarze już nic nam do zaoferowania. Lęk, paniczny lęk, – którego trzeba było się pozbyć. To drugie starcie nawet było gorsze od pierwszego. Praca na emocjach samym z sobą nie jest łatwa. To ciężka praca. Praca nad sobą wymaga samodyscypliny. Trener jest potrzebny by wyznaczać terminy i mobilizować nas do działania, bo zrobimy wszystko i wymyślimy tysiąc powodów by tego nie robić. My (ja z Mamą) mówimy wtedy, że nasze EGO się broni przed zmiana, ale oznacza to też, że jesteśmy blisko celu. Tym bardziej powinniśmy to zrobić. Ta wewnętrzna walka odbywa się tylko w naszej głowie. Nie musimy nigdzie chodzić, nawet wstawać z łózka. Jeśli będziemy zbyt zmęczeni najwyżej zaśniemy, po przebudzeniu trener wznowi terapie. Najwyżej zamiast jednego podejścia będzie kilka. Będzie trwało to kilka dni, aż dotrzemy do celu. Ale nagrodą jest lepsza, jakość naszego życia, w przypadku raka nasze życie, więc warto. Po skończonej terapii wstępuje w chorego energia, jest silniejszy wstępują w niego nowe siły, o których nawet siebie nie podejrzewał. Wtedy ma ochotę na więcej. Dopiero po czasie zauważamy efekty leczenia. Ja za każdym razem się dziwie, że działa, że aż tak. Przecież teraz już wiem, że działa, ale i tak mnie to zadziwia, że aż tak. Jesteśmy zdolni do samo leczenia. Jak wpływa to na nasz wygląd, zdrowie?- Stajemy się młodsi i zdrowsi. Przypomniałam sobie Mamę z tamtego okresu: z bólami kręgosłupa, leżącą na desce, ból nie pozwalał jej spać. Jeździliśmy po kręgarzach. Zwyrodnienia ucisk na kręgosłup można tylko zmniejszać ból, stosować tabletki, spać na twardym podłożu by nie powiększać zwyrodnienia. To było ponad 10 lat temu. Przecież zwyrodnienia się nie cofają. Teraz mam już nie pamięta nawet, że miała takie problemy z kręgosłupem. Śpi normalnie, dodatkowo jeździ na wycieczki autokarem siedząc w nim po 20 godzin. Po 20 godzin sama nie wierzy, że można tyle wysiedzieć. Nogi spuchnięte od siedzenia, a kręgosłup nie boli. Jest coraz starsza, a nie młodsza. Czy to możliwe by cofnąć zwyrodnienia? By polepszyć, jakość swojego życia bez operacji na kręgosłupie? Pracując nad sobą i stosując samoleczenie -tak. W innym przypadku było by tylko gorzej. Dodatkowo mama miała stwierdzone alergie, łzawiły jej oczy, puchły nogi, miała zmiany skórne. Duszności, nie mogła złapać tchu. Już nie dusi ja przy koszeniu trawy. Nie ma problemów skórnych, gdy pylą drzewa nie kicha, nie łzawią jej oczy. Przede wszystkim nie łyka garści tabletek na alergie i nie nosi przy sobie inhalatora, który przy ataku pozwalał złapać oddech. Dzień zaczynał się od tabletek i kończył na tabletkach. Czy można wyleczyć się z alergii? Teraz nie bierze żadnych tabletek, już nie pamięta, że kiedyś stosowała inhalator. Wychodzi na dwór i wdycha zapachy trawy i wszystkiego wokół. Stosując tylko samo leczenie – tak to jest możliwe. Czy pracując nad sobą stosując terapie wierzyła ze wyleczy te choroby? Nie. Nawet o tym nie myślała. Chodziło o pogodzenie się ze sobą, o wewnętrzna harmonie. By iść w stronę miłości, radości szczęścia. Chory musi chcieć coś zrobić ze swoim życie. Musi chcieć się leczyć. Teraz dopiero w zderzeniu z rodzinami chorych na raka, doceniam ogrom determinacji Mamy by wyzdrowieć, by coś zmienić w swoim życiu. Widzę jak dużo musiało ja to kosztować i jestem z niej dumna, że potrafiła tego dokonać. To nie wiary potrzebuję chory, tylko determinacji do zmian w swoim życiu. Chęci by pogodzić się przed śmiercią z rodzina, Bogiem i samym sobą. Wyleczenie to tylko efekt uboczny tego pogodzenia. Nawet, jeśli miałoby nie dojść do wyleczenia, to i tak warto. Tego właśnie wam życzę. Nie wiary, tylko DETERNIMACJI DO ZMANY, bo to determinacja jest początkiem wyleczenia. Tylko, że nie można podać jej choremu w tabletkach. Pozdrawiam Aga córka Ireny
„Zdrowym może być każdy, bycia chorym trzeba się uczyć.” Co rozumiesz pod pojęciem „silny człowiek”. Czy to jest ten osiłek co stoi na bramce, a może ci co maja władze, charakterek i nie poddaja się cudzej woli , może wielcy biznesmeni, może ci co rzucili fajki po 15 latach palenia. A ta mała dziewczynka bez nogi , która jeździ na wózku? Ludzie niepełnosprawni upadaja tak nisko, że nie widzac stamtąd światła myslą, że już nigdy nie uda im się żyć się nie topiłam, ale przypuszczam, że gdyby topiącemu udało się dotknąc dna , i byłby w stanie się od niego odbić, wypłynał by na powierzrzchnie i może uratował swoje życie. Ale kto jest na tyle świadomy i przytomny wtedy, żeby tak o tym myśleć. Nikt nas nie chrobie jest podobnie. Spadasz w dół,a przynajmniej tak ci się wydaje, dół w którym nie ma drabiny, nie ma ludzi, dół samotności i strachu, że nie dasz dużej mierze jest to dół własnej wyobraźni, ale wydaje się tak rzeczywisty, że po prostu jest. Skoro wyobraziliśmy sobie dól, to dlaczego tak trudno wyobtrazic sobie góre. Już od urodzenia uczymy się żyć, wszyscy nam tłumacza jak to robić, mówia jak powinno wygladać życie…w zdrowiu. Idziemy na basen i uczymy się pływać, ale czy ktos usłyszał od trenera jak się topić, jak się bronic, zachowywać jak prąd ściaga nas w dół. Idziemy na kurs prawa jazdy i czy instruktor mówi nam co zrobic w razie zagrożenia, jak umiejętnie hamować, jak reagować. Może mieliście lepszych nauczycieli niż ja. Nikt nie uczy nas żyć w chorobie. Tylko ludzki samozachowawczy instynkt pozostaje. Kończy się na tym, że siedzimy w dole i płaczemy, bo na tyle nas stać. Nie wiadomo kogo poprosic o pomoc, gdzie jak, nie widomo którego słuchac lekarza, a mówia czasami przeciwstawne sobnie rzeczy, gdzie zadzwonić, czy wypada iśc do psychologa, lepiej uciąć reke…czy może się powiesić i nie sprawiać problemu. Jak przyzwyczaic się do ciągłego uzależniania , proszenia o pomoc, nie wychodzenia z domu i bycia wyprowadzanym na spacery ….Trudno jest chorować. Cholernie trudno jest chorowac w zdrowym, radosnym młodym środowisku. Nie wiem jak ktos mógł w systemie zdrowia pominąc tak znacząca luke jak grupy wsparcia. To nie jest tylko amerykański wymysł. To jest ludzka potrzeba. …upadaja tak nisko, żeby jeszcze wyżej się wznieść.
Pisze tego posta na gorąco, bo cała aż się trzęsę. Dziś jak zwykle w przerwie w pracy przeglądałam serwis informacyjny, a tam new jakiego dawno nie widziałam. Kopara mi opadła. Pewna mądra mama w Texasie wpadła na pomysł łatwego zarobku na dziecku. To akurat mnie nie dziwi, bo rodzice potrafią wykorzystywać swoje dziecko dla osiągnięcia własnych korzyści materialnych. Zszokował mnie sposób i krzywda, niewyobrażalna krzywda jaką zrobiła dziecku. Otóż owa mamusia ogoliła córkę na łyso i umieściła jej zdjęcie w sieci jakoby zbierała pieniądze bo dziecko ma raka!! Czy wy to ogarniacie? Bo ja nie bardzo. Ta kobieta chyba nie zdawała sobie sprawy co to znaczy mieć chore dziecko, a co dopiero chore na raka. I ludzie współczuli i wpłacali. Uzbierała 10 tys. dolarów gdy zaciekawiła pomoc społeczną i miejscowego lekarza. Prawda wyszła na jaw, a ona już nie jest już matką. Źródło- Choć sama nie mam dzieci (pierwsze w drodze) pracuję w miejscu gdzie choroba to codzienność. Przychodzą do nas nie tylko starsi, ale i rodzice z małymi dziećmi nawet kilku miesięcznymi. Nawet sobie nie wyobrażacie jaki ci ludzie przeżywają dramat, ile wylali łez, ile nie przespali nocy. Gdy widzę maleństwo 4-5 letnie, które ma porażenie mózgowe i jest w zasadzie roślinką, albo naszą ostatnią podopieczną- 9 letnią dziewczynkę z guzem mózgu nieoperacyjnym, która ma przerzuty do kości, zadaję sobie pytanie- Boże ile ci ludzie (rodzicie i dzieci) mają w sobie siły, by walczyć o każdy oddech, o każdy dzień? Gdybym sama miała tak chore dziecko nie wiem czy bym podołała. Ogromnie podziwiam takich rodziców, którzy walczą z całych powiem wam jedno, gdyby moje dziecko było ciężko chore stanęłabym bym na rzęsach, żeby je ratować. Może kraść bym nie poszła, ale jeśli trzeba byłoby wyprzedać majątek czy płaszczyć się w mediach bądź u znanych ludzi, choćby mnie wyrzucali drzwiami wchodziłabym oknem. Kochający rodzic dla dziecka zrobi wszystko. Nie zapomnę gdy bratanica mojej koleżanki urodziła się z wadą serca, którą miało tylko czworo dzieci w Polsce. Pukali gdzie się tylko dalo, byli nawet w TVN prosić o pomoc, bo operacja w Niemczech miała kosztować bodajże 60 tys. euro. Szarego człowieka na to nie stać. Nagrali film, w którym opowiedzieli historię oczami taty, który cierpi z powodu krzywdy dziecka. Na ich miejscu zrobiłabym to samo. Powiedzcie mi zatem jak okrutnym trzeba być człowiekiem, jak nie mieć serca, by wmawiać ludziom tak potworną chorobę dziecka tylko po to, by wyłudzić pieniądze. Dla mnie to jest straszne. Jaką traumę to dziecko będzie miało. Może kiedyś znajdzie tą ulotkę z własnym wizerunkiem, a w niej przeczyta, że miało raka i matka zbierał na nie pieniądze. Tyle tylko, że to brednie. Jakbyście się poczuli, gdyby wasza matka czy ojciec posłużyli się wami, by w imię solidarności społecznej i współczucia wyłudzić pieniądze? Gdyby powiedziano wam, że macie udawać chorych, cierpiących i umierających? Dla mnie taka kobieta nigdy nie powinna mieć dzieci. Nie jest godna tego. Na szczęście odpowiednie służby szybko się zorientowały w czym rzecz i zdążyły na czas, bo strach myśleć do czego ona mogła się posunąć. Odebrano jej prawa rodzicielskie- słusznie? Jak najbardziej. Za coś takiego to moim zdaniem mimo wszystko niewielka kara. Powinna odbyć co najmniej półroczne prace społeczne w jakimś hospicjum, szpitalu z oddziałem onkologii dziecięcej, by na własne oczy zobaczyć, co to znaczy nowotwór u dziecka. Takie kobiety nie powinny mieć zdolności do rodzenia. Mam nadzieje, że los da jej jeszcze porządną nauczkę. Czekam na wasze opinie. Buziaki
blogi ludzi chorych na raka